Mateusz Pierzchała   sklejacz słów


Witamy w Biuronii!

Tekst opublikowany w grudniu 2011 roku.

Znów słyszę, że będą walczyć z biurokracją. Och, jak oni jej pokażą! Aż oczy wyobraźni bolą patrzeć, jak zalana łzami biurokracja błaga o litość. Cóż, pewnie nie czytali tego, co napisałem na tej kolumnie blisko dwa lata temu, przypominając Cyryla Parkinsona. Nie czytali, to i nie wiedzą, że w tym nierównym boju szans nie mają żadnych. Tymczasem niemal każdy dzień przynosi nowe wieści o triumfach urzędniczej potęgi.

Oto na przykład urzędnicy w Sieradzu zafundowali mieszkańcom prezent – zegar słoneczny. Ciekawa koncepcja, no ale może Sieradz jest bogaty, a wszystkie inne potrzebniejsze inwestycje zostały już zakończone? Niestety jednak okazało się, że ambitne to zamierzenie zostało zrealizowane… powiedzmy: „udolnie inaczej”. Zegar ustawiono w takim miejscu, że przez większość czasu stoi w cieniu, w związku z czym jest kompletnie bezużyteczny. Nikt z ludzi zaangażowanych w ten światły projekt nie wymyślił, że postawić zegar słoneczny w cieniu to tak, jakby do fontanny nie doprowadzić wody. Ale o co chodzi? To przecież tylko 20 tysięcy złotych. Miedziaki!

Ktoś przebije? Przebijają urzędnicy z Wrocławia! Ogłosili oni przetarg na – uwaga! – audyt stanu dróg w mieście. Budżet: skromniutkie 240 tysiące złotych. Prawie ćwierć miliona wydane, by dowiedzieć się tego, co doskonale wiedzą wszyscy zmotoryzowani Wrocławianie.

Lecz przenieśmy się teraz do Żuromina. Tamtejsi urzędnicy wymierzyli mieszkańcom karę, bo ci zbudowali swe domy na działkach będących według dokumentów… drogą powiatową. Cóż z tego, że domy wybudowano lata temu zgodnie z ówcześnie obowiązującym prawem? Kara być musi, bo niezgodność z Urzędowymi Dokumentami to zbrodnia okrutna! Więc ukarali… sześć spośród 27 rodzin. Sześć losowo wybranych rodzin. (Mieszkający tam zupełnie przypadkowo starosta powiatu wylosowany, ma się rozumieć, nie został. Farciarz.) Kary losowe – twórczy wkład polskich urzędników w światową myśl prawniczą.

Zapraszam jednak do Krakowa. Tutaj jeżeli przyjadą do nas zagraniczni znajomi i zechcemy ich oprowadzić po mieście, złamiemy prawo. Stajemy się bowiem wtedy nielegalnym przewodnikiem. Taki właśnie los spotkał pewną panią, którą na tym niecnym procederze złapała bohaterska Straż Miejska. No jakże to tak? Pokazywać przyjaciołom miasto? Bez „wymaganych uprawnień”? Bez koncesji? Bez legitymacji stosownego Stowarzyszenia? Swoją drogą – niedługo okaże się, że już nawet na chodzenie do wygódki potrzebne będzie urzędowe zezwolenie.

A czy zdają sobie Państwo sprawę, jaką moc mogą mieć rzeczy, które nie istnieją? Na przykład słup pod Siedlcami. Według planu zagospodarowania przestrzennego przez działkę pana Daniela biegła linia wysokiego napięcia. Tylko na planie – w rzeczywistości jej nie było. No, ale na planie była, więc o pozwoleniu na budowę można zapomnieć. Plan jest święty i kropka. W planie słup jest? Jest. Jeżeli więc nie ma go w rzeczywistości, to tym gorzej dla rzeczywistości.

Pan Daniel poszedł ze swoją sprawą do sądu. Może ktoś gotów był pomyśleć, że udało mu się coś wywalczyć? A guzik tam… Plan został anulowany, ale skoro teraz nie ma żadnego planu – to tym bardziej nie można nic budować. Bo jest tylko jedna rzecz świętsza od planu. Jest to brak planu. Jak nie ma planu, to niczego nie wolno – i mamy prawo tylko milczeć. Nie będzie jakiś tam głupi sąd wkraczał w kompetencje Naszej Najświętszej Matki Biurokracji!

Urzędnicy czasem muszą borykać się z patologiami we własnym gronie. Otóż w MSWiA znaleźli się urzędnicy – czarne owce. Chcieli oni – o zgrozo! – ułatwić kierowcom życie. Żeby nie musieli oni wozić ze sobą wszystkich dokumentów, a jedynie dowód osobisty. Nie udało się. Co mogło stanąć na przeszkodzie urzędnikom chcącym coś ułatwić? Tylko inni urzędnicy.

Ci „inni” uznali, że rozwiązanie takie grozi „rozszczelnieniem centralnego systemu wydawania dokumentów” i w ogóle jest „kryminogenne”. Co prawda okazuje się, że takie kryminogenne rozwiązania istnieją – i mają się świetnie – w krajach takich, jak Wielka Brytania czy USA. Ależ tam musi być przestępczość samochodowa! Polsko! Nie idź tą drogą!

Nasi krajowi urzędnicy i tak mają bardzo prowincjonalny rozmach w porównaniu z europejskimi. O, tamci to dopiero mają moc. Otóż urzędowo zaliczyli oni Polskę do krajów nieposiadających dostępu do morza! Obliczono jakiś wskaźnik, ustalono normatywy, przyjęto współczynniki – i oto Bałtyku już nie ma. Mojżesz potrzebował boskiej pomocy, aby usunąć Morze Czerwone. Unii wystarczają urzędnicy.

To nieuniknione. W każdej większej instytucji, niezależnie od tego, czy jest ona państwowa czy prywatna – z czasem znajduje się coraz więcej ludzi, którzy wydają Zarządzenia, ustanawiają Przepisy – czyli zajmują się Urzędoleniem zamiast jakąś sensowną pracą.

Pytać takich ludzi o sens ich poczynań, to jak pytać lwa, dlaczego zjada antylopy. Taka już ich biurokratyczna natura. Imperatyw po prostu.