Mateusz Pierzchała   sklejacz słów


Nie wódź się na pokuszenie

Istnieją liczne sposoby obrony przed pokusami, ale najpewniejszym jest tchórzostwo.

Mark Twain

Marcin zachowywał pozory spokoju. Siedział wpatrzony w telewizor, z charakterystyczną miną „mam luz i nic mnie nie rusza”. Jednak wprawne ucho doświadczonego obserwatora ludzkich losów od razu wychwyciłoby ten charakterystyczny, cichy szum.

Oho! Małe wiertełko szybkoobrotowej wiertareczki podstępnego Demona Podjadacza już pracuje! I wierci małą podstępną dziureczkę w skalnym monolicie Silnej Woli Marcina.

Marcin już przegrał. Wiertełko, raz wprawione w ruch, nie przestanie wiercić, dopóki silna wola Marcina nie rozsypie się w pył.

„One tam są…” – szepce Demon Podjadacz. „Ja to wiem, ty to wiesz. Po co udawać”?

No, są. Robiąc zakupy Marcin jakoś tak przypadkowo skręcił w stronę stoiska cukierniczego. I jakoś tak przypadkowo się kupiły. Jakoś tak zupełnie przypadkowo cztery.

Bo one tak pięknie śpiewały! „Kup nas! Kup nas! Jesteśmy takie pyszne, lukrowane i z dżemikiem”!

Przecież nie muszę zjeść od razu czterech. O to w tym chodziło! Żeby mieć na dłużej. Będę sobie wydzielał! Nie muszę też jeść od razu teraz, tak zaraz po obiedzie.

Czy muszę?

Ok, dobra, tylko jednego! Mmmmm, pyszny, lukrowany, z dżemikiem. Ajajaj!

Ale jak to? Taki samotny będzie w brzusiu siedział?

Cztery pączki przeszły do historii, zanim skończył się blok reklamowy. A Marcin siedzi nadal przed telewizorem, całkiem – jak to się mawia na terenach podgórskich – obęckany. Siedzi i dokonuje mentalnego samobiczowania.

Jestem szmata! Cóż za żałosny typ ze mnie! Dlaczego jestem tak beznadziejny?

A potem po raz kolejny pójdzie spać z poczuciem winy. A następnego dnia znów przypadkiem nogi zaniosą go wprost do stoiska cukierniczego, gdzie roześmiany chór pączków po raz kolejny zaśpiewa swoją syrenią balladę.

O, właśnie! Marcinie, pamiętasz jak było z Odyseuszem?

Chyba przyznasz, że kto jak kto, ale Odyseusz to był twardziel całkiem konkretny. Jednak gdy miał przepłynąć koło kwatery syren, czy zdał się na swoją silną wolę? „Jestem prawdziwym greckim twardzielem! Nie będą mi tu jakieś syreny pitolić”! Tak było?

Cóż, Odyseusz oprócz odporności, twardości i silności miał jeszcze mózg. Dzięki temu posłuchał dobrej rady i – zamiast rumakować – kazał przywiązać się do masztu, a kolegom powkładał do uszu stopery.

Odyseusz musiał przepłynąć koło syren. Marcin mógł stoisko cukiernicze ominąć. Gdy siedział przed telewizorem, a pączki śpiewały w szafie – było już za późno. Błąd został popełniony wcześniej.

Żeby odmówić sobie natychmiastowego pożarcia tabliczki czekolady, która woła „zjedz mnie”, można skorzystać z kilku sztuczek.

Można sobie zaplanować jej spożycie etapami, na poszczególne dni – i wyznaczyć nagrodę. Na przykład zakup nowej tabliczki.

Można wymyślać gry i konkursy. Pozmywam naczynia – mogę zjeść dwie kostki. Poukładam skarpetki – cztery.

Można próbować mieć siłę woli, i twardo odmówić. Powodzenia…

A można jej po prostu nie kupić.

Siła wewnętrzna i dyscyplina to piękne rzeczy, ale wymagają wypracowania i treningu. Nie istnieje żaden magiczny pstryczek, który by je nam po prostu włączał. Póki więc takiej siły nie wypracujemy, powinniśmy postępować rozsądnie. Celowe otaczanie się pokusami w takiej sytuacji rozsądne na pewno nie jest.

Każdy sportowiec powie wam, że trzeba trenować regularnie, ale odpowiednio dozując obciążenia. Gdy z obciążeniami przesadzimy, na pewno skończymy bardzo źle.

Unikanie pokus to nie słabość. To dowód przezorności. Energię lepiej przeznaczyć na coś sensowniejszego, niż nierówna walka z samym sobą.