Mateusz Pierzchała   sklejacz słów


Epoka Post-IQ

Tekst opublikowany we wrześniu 2011 roku.

Świat zmienia się dynamicznie. Pociąg rozwoju pędzi po szynach postępu w takim tempie, że na zakrętach z wagonów zaczynają wypadać ludzie. Któżby się tam jednak przejmował maruderami! Trzeba nam pędzić, pędzić – szybciej i szybciej, bo czasu mało! Naprzód, ku nowym technologiom, ku nowym zdobyczom! Szybciej, bo cywilizacja czekać nie będzie – kto raz zostanie z tyłu, tego krzaki zarosną. I nie zastanawiać się za dużo, bo myślenie spowalnia! A do tego jest niemodne.

Świetnie pamiętam mój pierwszy komputer. Poświęcałem temu cudowi techniki naprawdę dużo czasu. Mogę powiedzieć, że znałem jego budowę i wiedziałem, jak działa. Znałem kod maszynowy, mapę pamięci, sposób programowania układu graficznego i wiele innych rzeczy. Potem przyszedł czas pierwszego peceta, którego również udało mi się dogłębnie poznać. Doskonale pamiętam, jak udało mi się rozpracować zasady programowania myszy za pomocą obsługi odpowiednich przerwań (w czasach głębokiego DOS-u mysz jako taka była rzadkością), a następnie napisać w języku C własną bibliotekę obsługi okien ekranowych w trybie graficznym karty EGA.

Może i niewiele praktycznego z tego wynikało (drugim Billem Gatesem nie zostałem), ale jak wspaniale ćwiczyło umysł i pamięć! A do tego przynosiło mnóstwo satysfakcji. To był mój komputer, wiedziałem o nim… może nie wszystko, ale wystarczająco wiele, aby robił to, co chciałem – i tak, jak chciałem.
Dziś, gdy króluje kult prostoty, łatwości i automatyzmu – nie mamy zielonego pojęcia, jak działają nasze komputery, telefony i inne urządzenia. Nie chcemy tego nawet wiedzieć, bo wystarczy nam, że one działają, są wszystkomające i wszystkopotrafiące. Najbardziej liczy się łatwość obsługi – urządzenie idealne to takie, które realizuje zadanie po naciśnięciu jednego przycisku.

Ma to swoje zalety. Nie trzeba się doktoryzować, aby umieć obsługiwać komputer i czerpać z tego wiele korzyści. Na tym blogu sam przecież propaguję użyteczność rozmaitych rozwiązań technicznych. Ale nie wolno zapominać, że jest i druga strona medalu. Istnieje bowiem moim zdaniem cienka granica, poza którą kończy się prostota, a zaczyna prostactwo.

Widziałem niedawno reklamę pewnej firmy telekomunikacyjnej. Występowały w niej szympansy, które „używały” różnych produktów tej firmy. Reklama miała sugerować, że produkty te są tak proste w użyciu, że nawet małpa sobie poradzi. (Swoją drogą ciekaw jestem, czy kogokolwiek w ten sposób zachęcili do zakupu. Obecni klienci też musieli poczuć się nieswojo.)

Taki właśnie przekaz niesie do nas niemal cała współczesna technologia. Użytkowniku, nic nie musisz umieć, niczego się uczyć, nawet instrukcji nie musisz czytać – nasz produkt pomyśli za Ciebie i wszystko za Ciebie zrobi. Jest całkowicie zautomatyzowany i głupkoodporny. Ty tylko naciskasz przycisk, a resztą zajmiemy się za Ciebie. Jak? Niech Cię o to głowa nie boli. Nie musisz tego wiedzieć. Nic w ogóle nie musisz wiedzieć. Siedź sobie spokojnie i baw się dobrze.

Jakikolwiek wysiłek umysłowy jest niemile widziany. Na tym prostym założeniu budowana jest cała ideologia epoki post-PC, o której tyle czytamy. Komputer ma być całkowicie zamkniętym urządzeniem, nad którym użytkownik nie ma właściwie żadnej kontroli. Nie musi mieć – taki komputer sam zadba o wszystko. We właściwy sposób przechowa dane, zabezpieczy je (oczywiście w chmurze), udostępni podstawowe aplikacje (każda prosta, jak konstrukcja cepa, efektowna i przyjazna) – wszystko na wyciągnięcie już nie dłoni, ale jednego palca. Bo jedyny wysiłek, jaki trzeba podjąć, to kliknięcie przyciskiem myszy. Albo gest palcem na ekranie dotykowym.

Nie dotyczy to tylko komputerów i telefonów. Powoli zbliża się również epoka post-kierownicowa. Telewizja pokazuje reklamy samochodu, który sam uważa na znaki i sam zaparkuje. Nie ma żadnych wątpliwości, do czego zmierzają wizjonerzy motoryzacyjni. Ich celem jest auto, które nie będzie potrzebowało kierowcy – wystarczy podanie mu lokalizacji docelowej, jak w GPS. A skoro już wspomniałem o GPS – oczywiście orientacja przestrzenna i umiejętność czytania map też staje się zbędna.

Wszystko to ma swoje konsekwencje. Z naszym mózgiem może stać się dokładnie to samo, co z naszą kondycją fizyczną. Gdy nadmiernie się objadamy i unikamy wysiłku – tyjemy, tracimy kondycję, sprawność i zdrowie. W efekcie kłopot zaczyna nam sprawiać wejście po schodach na piętro albo dłuższy spacer. O jakimkolwiek większym fizycznym wyzwaniu mowy nie ma.

Mózg pozbawiony treningu również traci sprawność. Nasza pamięć funkcjonuje coraz gorzej (po co pamiętać, skoro urządzonka pamiętają wszystko za nas?). Nie potrafimy liczyć (po co, skoro każdy ma w kieszeni kalkulator, a często i arkusz kalkulacyjny?). Nie potrafimy pisać (komunikacja przez esemesy i fejsbunia nie wymaga wiele, a już na pewno nie wymaga poprawności językowej czy szerokiego zasobu słów). Myślenie przychodzi nam z coraz większą trudnością, a nasza wyobraźnia szybko ubożeje. Wszystko mamy podane jak na tacy, nic nie wymaga wysiłku.

Jeżeli tak dalej pójdzie, to nie trzeba będzie wiele czasu, byśmy osiągnęli intelektualny poziom szympansów. A tego byśmy chyba nie chcieli? Chyba nie jest nam to aż tak obojętne?

A może jest?